wtorek, 29 kwietnia 2014

Pasta do zębów, Brazylijska limonka, R-lab

Nie miałam jeszcze do czynienia z takim opakowaniem pasty do zębów. Wygląda troszkę jak krem i dzięki temu, nikt w łazience mi jej nie podkrada :D Mam wrażenie, że pomimo tego, iż objętościowo jest mniejsza niż moje inne pasty ( ta ma 100ml ) jest dużo wydajniejsza i nie czuję ubytku. Pompka w tym przypadku jest bardzo przydatna, ponieważ nie cierpię momentu, gdy muszę "zbierać" pastę z końcówki opakowania i dopiero potem ją wyciskać. 


Rzeczywiście, z początku musiałam trochę się namachać. Tak, jak producent zaznacza, możliwe, że nacisnęłam ok. 20 razy, aby pasta się wydobyła, jednak następne razy już odbywały się bez problemu. Ma bardzo fajny, limonkowy smak i jest niezwykle delikatna. Myślę, że przyda się szczególnie dla osób, które mają np. wrażliwe dziąsła. 


Ja dosyć często "przygryzam" wargi bądź dziąsła, co skutkuję tym, że wszystko mnie szczypie. Nie wyobrażam sobie w tym momencie mycia miętową pastą, ponieważ jest to bolesne. Dzięki temu produktowi, mam czyste zęby, a nic nie piecze. Dobrze się pieni, chociaż piana nie jest tak obfita jak w miętuskach. Przyznam szczerze, że czasem brakuje mi tego miętowego posmaku i mam wrażenie, że moje zęby nie są czyste. Jednak wtedy myję się nią na zmianę. 


Dobrze usuwa przykry zapach z buzi, np. po jakimś jedzeniu. I kolejnym plusem jest to, że już nie muszę spijać hektolitrów wody, po myciu zębów :D Uważam pastę za bardzo fajny i ciekawy produkt! W ofercie znajdziemy również : angielską miętę pieprzową, ogrodową miętę i sycylijską cytrynę. Z chęcią kiedyś wypróbuję innych wersji ;) Koszt to 29,90zł KLIK


Produkt otrzymałam dzięki:

Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

______________________________________________________________________________

Kochani, zapisy na spotkanie blogerek się zakończyły! Dziękujemy za tak duże zainteresowanie! Niestety, ale ilość miejsc była ograniczona. Osoby, które są na naszej liście, zostaną poinformowane mejlowo :)

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Podkład kryjący HD, Ingrid

Wybaczcie, że dopiero teraz.. ale ciągle coś robię, miałam mnóstwo egzaminów. Albo nie ma mnie w domu, albo muszę się przygotowywać. Nie miałam najmniejszych sił na wymyślanie notek. W busie praktycznie zasypiam, co nigdy mi się nie zdarzało. Dzisiaj również już bierze mnie mocno spanie, ale muszę w końcu zabrać się za posty.

Dzisiaj o fluidzie firmy Ingrid. Niedawno jeszcze, jak wiecie, miałam problemy z moim czołem. Czemu niedawno? Bo to już przeszłość! Ale nie chcę zapeszać i o tym w innym terminie ;) Potrzebowałam więc podkładu, który naprawdę mocno kryje. 


Przeglądałam różne produkty tej firmy, ale zdecydowałam się na ten. W końcu nazywa się "kryjący". Ma miłe opakowanie, świetnie się prezentuje. Producent zawarł wszystko, co trzeba i to mi się podoba. Nie muszę dzięki temu, szukać informacji w internecie. 


Zapach nie podrażnił mojego nosa. Konsystencja jest w sam raz, ale mój pędzel nie znosił jej zbyt dobrze. Polecam do rozprowadzania tego fluidu paluszki. Niestety, ale muszę powiedzieć, że krycie ma średnie. Mam wrażenie, że nałożyłam na buzię tylko jakiś krem lekko brązujący. 


Jest bardzo delikatny, mogę porównać go do kremów BB, ale ja akurat nie tego oczekiwałam po podkładzie "kryjącym". Jednak z chęcią wypróbowałabym inne fluidy tej firmy, ponieważ widziałam efekty i są naprawdę do pozazdroszczenia! Produkty tej firmy nie są drogie, więc zachęcam do wypróbowania. Może akurat u Was się spisze? Cena to ok. 8zł.




Produkt otrzymałam dzięki:


Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wesołego Alleluja!






Spotkałam dzisiaj kurczaka
Co po baziach skakał.
Za nim kurka podążała
I pisanki malowała.
Wtem baranek się ukazał
I życzenia złożyć kazał:
Szczęścia i radości moc
Na tę Świętą Wielką Noc!




piątek, 18 kwietnia 2014

Spotkanie w Vanilla Body Shop, Czeladź


Dzisiaj troszkę odskocznia od produktów do testowania.
Mogę powiedzieć, że wraz z Emi, troszkę zaprzyjaźniłyśmy się z Paniami ze sklepu Vanilla Body Shop. Podczas naszych pierwszych odwiedzin, umówiliśmy się na spotkanie, na którym będą również inni przedstawiciele. Łącznie z innymi osobami, które podróżowały wraz z nami, dnia 13 kwietnia wybrałyśmy się do Czeladzi. Praktycznie do samego końca nie wiedziałam kto będzie "się przedstawiał", jednak dzień prędzej, dostałam taką wiadomość i jechałam z wielką ciekawością.


Sklepik jest uroczy, a my siedziałyśmy we wnętrzu na miękkiej sofie bądź przyjemnych krzesełkach. Pierwsza "zaprezentowała" się nam Pani Marta z Akademii Pozytywnej Sylwetki ( ZAPRASZAM NA FANPAGE - KLIK ). Jest to przesympatyczna osoba z uśmiechem na buzi! Mogłabym ją słuchać całymi dniami i gdyby Akademia znajdowała się bliżej nas, z wielką przyjemnością i ja bym uczęszczała do niej! Uwielbiam osoby, które zarażają pozytywną energią :)) Na wstępie wypełniłyśmy formularz, a później przeszłyśmy do mierzenia. Ale oj nie, takiego zwykłego!


Dzięki temu, dowiedziałam się ile mam wody w organizmie, ile % tłuszczu czy też jak wygląda mój wiek metaboliczny. Super sprawa! Później zostałyśmy poczęstowane przepysznym smakołykiem i herbatą bądź kawą! Czułam się troszkę jak VIP, ponieważ zostałyśmy tak fajnie przyjęte, a obok nas przechodzili ludzie, którzy mieli zamiar coś kupić ;) 


Następnie zaprezentowały się nam Panie z firmy Mary Kay. Dla mnie jest znana tylko z nazwy, więc z ciekawością słuchałam. Panie zrobiły nam zabieg peelingiem - dłoni oraz ust. Były również bardzo pozytywne, jednak nie do końca wszystko nam się podobało. Siostra pytała czy możliwy będzie makijaż, odpowiedź była pozytywna.. I tyle w tym temacie. Mogę powiedzieć, że została "olana", a Panie zaczęły zajmować się czym innym i w ostateczności pakować. Zniesmaczyło mnie również to, że kosmetyki, które były nam pokazywane, pochodziły z domu jednej z konsultantek. Inne firmy przywożą nowe bądź takie, które są przeznaczone specjalnie na takie okazji. O czym mogłyśmy się przekonać na spotkaniu blogerek.


Dodatkowo, pokazane nam były tylko te produkty, które Konsultantki uważały za stosowne i nawet nie mogłyśmy zobaczyć składów innych kosmetyków.. No i chyba najgorsza wada - BRAK jakiegokolwiek katalogu. Na sam koniec, osoby chętne spędziły czas z Paniami brafitterkami. Oczywiście, pod bacznym okiem przemiłej Pani Basi, zakupiłam swój kolejny biustonosz. Tym razem biały, ale za to jaki piękny :)) 

Zwieńczeniem naszego spotkania, były upominki od Vanilla Body Shop. Niestety moje majteczki oraz rajstopy są za małe, ale uważam to za naprawdę miły gest! A paradowanie po M1 z tak piękną torbą, było przyjemnością! :)


Dzień uważam za bardzo miło spędzony i nie żałuję kilometrów, które musieliśmy pokonać!
I chyba nawet już wiem, jaki chciałabym kiedyś wykonywać zawód.. Myślę, że wybiorę się na szkolenie/kurs brafitterki! Marzę o pracy z tak miłą ekipą! Mam ochotę spędzać codziennie czas, w tym pięknym sklepie! I z wielką chęcią, uściskałabym każdą z Pań :))
Tymczasem zapraszam na profil Vanilla Body Shop - KLIK
Kto ma blisko do M1 do Czeladzi, niech koniecznie się wybierze! Nie jestem osobą, która szasta pieniędzmi na prawo i lewo. Mogę powiedzieć, że jestem małą sknerą. Jednak przymierzenie i kupno odpowiedniego biustonosza, który formuje nasz biust, to czysta przyjemność! A w ofercie również stroje kąpielowe, przecież sezon przed nami :))

Pewnie i tak większość z Was nie przeczyta, ale myślę, że czasem warto napisać post, odrywający nas od kosmetyków :))

czwartek, 17 kwietnia 2014

Tusz do rzęs wydłużająco-pogrubiająco-podkręcający, Ingrid


Czy jesteście ciekawe jak z moimi rzęsami poradził sobie ten tusz? Zapraszam!
Produkt ma dosyć ciekawe, wpadające w oko opakowanie. Szczoteczka bardzo mi się podoba, ponieważ na moje rzęsy działa dobrze każda, która jest silikonowa. 


Dodatkowym plusem jest to, że po jej wyciągnięciu, na końcówce nie zbiera się praktycznie kropelka tuszu. Produkt dobrze sobie radzi, ale tylko przy pierwszej warstwie. Świetnie wydłuża i minimalnie podkręca, ale nie ma mowy o żadnym pogrubieniu. 


Nie jest konieczne też użycie grzebyczka, ponieważ rzęsy są dobrze rozdzielone. Przy drugiej warstwie wydłużenie jest jeszcze większe, ale już zaczyna się sklejanie. Gdy chcę się wspomóc grzebykiem, niestety marnie to idzie. Rzęsy jeszcze bardziej się złączają. 


Radzę sobie zawsze tak, że nakładam inny tusz pogrubiający, a później jedną warstwę, aby je wydłużyć. W takim duecie sprawdza się idealnie. Nie mam problemu ze zmyciem, nie uczulił mnie ani podrażnił. Jestem zadowolona z produktu i z chęcią kiedyś przetestuję inne wersje :) Koszt to ok. 9zł za 12ml.



Produkt otrzymałam dzięki:





Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

środa, 16 kwietnia 2014

Glinka czarna, Alchemonja


Przepraszam Was za ten przestój, ale Święta obfitowały w dużą ilość zaliczeń i nie miałam kiedy porządnie przysiąść. Ciągle jestem w biegu. Dzisiaj również cały dzień sprzątałam, ale w końcu mam chwilę, aby napisać recenzję!



Dużo z Was polecało na mój trądzik czarną glinkę i w końcu, i ja zaczęłam ją używać. Nie różni się niczym od innych glinek. Jest sypka, trzeba ją dobrze rozrobić. Jednak w kwestii nakładania na buzię, jest inna niż np. glinka zielona. Konsystencja jest bardziej zbita. Przypomina mi troszkę masło, które trzeba nałożyć na twarz, ale absolutnie mi to nie przeszkadza.


  Na twarzy nie jest delikatna, ale bardziej taka skorupowata i szybko zaczyna schnąć. Przeważnie trzymam ją ok.20 minut i robię to co kilka dni. Oczywiście nie zapominam o tym, aby spryskiwać twarz podczas, gdy jest na buzi. Zmywanie jest troszkę ciężkie i czasochłonne.


 Szczególnie na żuchwie, gdzie nie potrafię dobrze jej namoczyć. Brudzi cały zlew, ale na szczęście szybko schodzi. Nie spowodowała u mnie przesuszenia. Myślę, że to dzięki nawadnianiu. Efekty są, ale niestety nie długotrwałe. Muszę powiedzieć, że jestem pewna, iż problem siedzi głębiej. Niemożliwe jest to, aby taka ilość produktów nie pomagała.


 Wypryski, które są podskórne, czyli nie zaognione, spłaszczają się, ale nie znikają całkowicie. Jednak i tak jestem zadowolona, ponieważ wiem, że dzięki niej, przez moją skórę, przenika dużo cennych minerałów. Cena to 10zł za 100g, a starczy nam spokojnie na kilka/kilkanaście użyć KLIK


P.S Czarne mydło również używałam ;)

Produkt otrzymałam dzięki:


Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

_________________________________________________________________________

Przypominam o zapisach na spotkanie blogerek!

KLIK

sobota, 12 kwietnia 2014

Mydło ziołowe Boniderm, Bonimed

Kolejny produkt na mój uporczywy trądzik. Jeszcze nigdy nie miałam do czynienia z takim mydełkiem. Jednak bardzo się ucieszyłam, że go dostałam. Na internecie przeczytałam różne opinie. Wzięłam sobie do serca poradę, aby najpierw zmyć całkowicie makijaż, a potem użyć mydełka osobno.  


Przeważnie stosowałam go rano i na wieczór i tylko na okolice czoła. Nalewałam niewielką ilość i masowałam ok. 2 minuty, co dla mnie jest wiecznością ;) w tym czasie dobrze się trzymał i nie miałam wrażenia, że masuje suche czoło. Zapach no.. nie należy do przyjemnych. Jest bardzo średni, ale ja przeważnie zatykam nos i nic nie czuję :D Konsystencja jest dosyć wodnita, trochę jak kurze jajko. 
Przez co trzeba uważać, aby nie nalać go za dużo, ponieważ będzie skapywać nam z rąk. 



Efekty nie są spektakularne, ale są widoczne. Przeważnie moje mocno zaognione wypryski, na drugi dzień były mniejsze i już tak nie bolały, chociaż nie znikały totalnie. Mojego uporczywego trądziku również nie ruszył, jednak ten fakt, iż pomaga na te, które świeżo wyjdą, jest dla mnie satysfakcjonujący. 


Myślę, że każdy powinien mieć taki produkt w domu, ponieważ jest ziołowy i naturalny. Dodatkowo, ma jeszcze działanie przeciwświądowe i przeciwzapalne. Pomaga również w leczeniu łupieżu łojotokowego, łuszczycu i przy wyprysku alergicznym. Cena to 17zł KLIK - a wystarczy nam na pewno na długo!


Produkt otrzymałam dzięki:


Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!


_________________________________________________________________________

Przypominam o zapisach na spotkanie blogerek!

KLIK

piątek, 11 kwietnia 2014

Niszcz pryszcz na noc, Kosmetyki DLA

Do testów otrzymałam produkt, w którym pokładałam bardzo dużą nadzieję. Moje czoło nie daje mi spokoju. Denerwuje mnie to, że muszę używać tak mocnych podkładów, aby je zatuszować. Jednak i na całej buzi pojawiają się niespodzianki, ale nie zostają na szczęście na długo. Podczas kuracji nie stosowałam peelingów, nie jadłam zbyt dużo fast-foodów, a twarz myłam płynem micelarnym, co robię już od dawna. 


Nie ominęłam ani jednego dnia, ponieważ czekałam na wymarzone efekty. Ale po kolei. Krem zawiera opakowanie z pompką, co bardzo ułatwia sprawę. Nakładanie go na buzię jest niezwykle proste, a ja mogę dozować taką porcję, jaką potrzebuje. Dobrze się wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy. Według zaleceń producenta - lekko go wklepuje opuszkami palców. 


Ma dobrą, zbitą konsystencję, która nie przelewa się przez palce. Jest bardzo wydajny, używam go już miesiąc, a w dalszym ciągu jest go jeszcze duża ilość. Również zapach jest przyjemny, co mnie bardzo cieszy, ponieważ nie muszę męczyć się z niczym, co brzydko pachnie.  



A co do efektów.. Niestety, ale ich nie ma. Moje wypryski nie zniknęły oraz te, które wyszły, nie schodziły w szybszym tempie. Mogę nawet powiedzieć, że w momencie, gdy pojawiło się coś nowego, było mocno zaognione i bolące. Wypryski pojawiały się w miejscach, gdzie u mnie są bardzo rzadko np. pod nosem bądź na środku policzka. Jedyny plus jest taki, iż dobrze nawilża i o dziwo nie wysusza, czego bardzo się bałam


Jak dla mnie, to zwykły krem, który używam na noc. Jestem bardzo zawiedziona, ponieważ czytałam mnóstwo pozytywnych opinii i myślałam, że również i u mnie tak będzie.. Ale tak, jak już kiedyś wspominałam, problem widocznie musi być gdzie indziej.. Cena to 19zł KLIK


Produkt otrzymałam dzięki:


Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

czwartek, 10 kwietnia 2014

Krem do rąk organiczny Skin Blossom, Naturalna Medycyna

Jak większość z Was, miałam już do czynienia z ogromną ilością kremów do rąk. Jedne były bardzo dobre, drugie - totalne buble. Jedne mega nawilżały, drugie - mega wysuszały. Czy znalazłyście taki specyfik, który nawilża Wasze dłonie, nawet w momencie, gdy go nie używacie? Bo ja go właśnie znalazłam! Krem ma zwyczajne, ale zarazem niezwyczajne opakowanie. Napis jest inny, niż zazwyczaj, ponieważ ma ciekawą czcionkę.  


Opis produktu jest angielski, jednak nie zabrakło i polskich napisów. Konsystencja jest dosyć zbita i wystarczy niewielka ilość, aby wysmarować nią całe dłonie. Dzięki temu, krem jest wydajny. Zapach po raz pierwszy mnie przeraził.. Zaznaczone jest, iż to geranium, ale pierwszy raz się z tym spotkałam. Jednak po czasie, przyzwyczaiłam się i już mi nie przeszkadza. No i szybko się ulatnia.  



Wierzcie lub nie.. ale pierwszy raz trafiłam na produkt, który nawilża moje dłonie nie tylko, gdy się nim smaruje, ale również, gdy zapomnę to zrobić. Nieraz po detergentach kremy średnio sobie dawały radę, a ja czułam nieznośne ściągnięcie, a ten i z tym nie ma problemu. Aż żałuję, że nie trafiłam na niego w mroźne zimy. I co najlepsze, szybko się wchłania - co uwielbiam. Jest świetny i będę niejednokrotnie do niego wracać! Nie znam się na składach, ale uważam, że ten jest w miarę przyjemny :)

A co ciekawego możemy się dowiedzieć o produkcie ze strony?
"specjalna mieszanka wyciągu z naturalnych olejków zapobiega wysuszaniu skóry rąk a masełko Shea nawilża i pozostawia skórę w dobrej kondycji. Lekko perfumowany wyciągiem z różanego geranium, dla wszystkich rodzajów skóry, również dla cery wrażliwej. Krem jest bezpieczny również dla kobiet w ciąży. 91% receptury kosmetyku stanowią składniki organiczne."
 

Cena to 28zł za 75ml i uważam, że warto dać taką sumę, za tak świetny krem! Zamówić można go tutaj KLIK


Produkt otrzymałam dzięki:

Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Fluid tonujący do twarzy Moon Flower, Madara

Do testów otrzymałam 3 próbki, jednak uważam, że akurat fluid to produkt, który można mniej więcej przetestować dzięki małej ilości. Według producenta ma za zadanie: podkreślić naturalny odcień skóry, rozświetlić, opalizować, ukrywać niedoskonałości i zmarszczki mimiczne. 


Ciągle szukam tego jedynego fluidu, który będzie idealny dla mojej cery. Przede wszystkim, który zamaskuje porządnie moje niedoskonałości i zrobi to przynajmniej na czas, gdy jestem na uczelni. Po pierwszym otworzeniu produktu, dobiegł do mojego nosa zapach, którego po prostu nie potrafiłam znieść.. Mam wrażenie, że posmarowałam buzię trawą - nie wiem czy dzięki temu ma jakieś właściwości, czy nie. Na szczęście nie utrzymuje się na buzi cały czas, ale wystarczającą długo. 


Dodatkowo, produkt w ogóle nie kryje. Mam wrażenie, że nakładam na buzie krem. Nie tuszuje żadnych niedoskonałości, nie rozświetla. Może będzie dla osób dobrych z ładną cerą, ale dla mnie zdecydowanie nie. Fluid kosztuje 112,90zł KLIK. Ja z mojej strony nie potrafię niestety powiedzieć na ten temat nic dobrego.. Nie widzę nawet różnicy pomiędzy otrzymanym odcieniem Rose Beige, a Golden Beige. Jednak widziałam o nim pozytywne komentarze, przez to, to tylko i wyłącznie, moja obserwacja!



Produkt otrzymałam dzięki:

Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Mydełka, Powrót do natury

Tak, jak kiedyś jedna z Was napisała. Resztę mydełek zrecenzuję razem, ponieważ uważam, że średnio interesowałyby Was posty, w których piszę jedno i to samo. Każde z produktów jest inne i ma konkretne zastosowania.


 Cieszy mnie ten fakt, że są naturalne. Schowane w jednym miejscu, np.w szafce, dają niesamowity zapach. I nie jest on taki, jak np. w perfumerii, ale taki.. naturalny! Podoba mi się to, że pudełeczko ma okienko, przez które nie dość, że mogę zobaczyć kolor mydełka to i je powąchać.


 Chociaż producent zaznaczył, iż mogą pękać, u mnie dzieje się to sporadycznie, tylko pod koniec, gdy jest już go naprawdę malutko i nie przeszkadza mi to w ogóle. Większość bardzo dobrze się pieni. Ja przeważnie najpierw masuje samą kostką ciało, później moczę ręce i mydle się. Wtedy piany jest najwięcej.


  Świetnie oczyszczają cerę, przy czym nie wysuszają jej, tak jak w przypadku mydełka z błotem. Dzięki drobinkom, które wyłaniają się poprzez zużywanie, dostaję naturalny peeling, który wspomaga jędrność mojego ciała. Myślę, że dzięki temu, preparaty antycellulitowe się lepiej wchłaniają.


Urzekł mnie zapach Borowiny i Bursztynu i wiem, że ten produkt, będzie gościł częściej u mnie. Niektóre z nich możemy znaleźć na MaxDrogerii i kosztują do 6zł KLIK. Polecam każdemu! Tym bardziej, że każde z nich, ma inne zastosowania!





Produkt otrzymałam dzięki:


Serdecznie dziękuję za możliwość przetestowania!